[PL] Ni no Kuni™ II: Revenant Kingdom - Recenzja

(English Version Available Here! - [ENG] Ni no Kuni™ II: Revenant Kingdom - Review)
(Artykuł zawiera drobne spoilery. Zostaliście ostrzeżeni)


Ni no Kuni II: Revenant Kingdom to jRPG wydany w 2018 na PC i PlayStation 4 przez studio Level-5. Jest to sequel do Ni no Kuni: Wrath of the White Witch (Dłuższego tytułu się nie dało?). Przyznaję, nie grałem w pierwszą odsłonę, ale dzięki szybkiemu sprawdzeniu w Google mogę z pewną dozą pewności powiedzieć, że pierwsza i druga odsłona nie są powiązane. Można grać w Królestwo Upiorów bez znajomości wydarzeń z Gniewu Białej Wiedźmy, oczywiście – pewne nawiązania zostaną niezauważone, ale nic poza tym.

Byłem nieco sceptyczny gdy rozpocząłem tę grę, szczerze mówiąc byłem sceptyczny przez pierwsze 2-3 godziny, nie z powodu grafiki, nie z powodu udźwiękowienia, nie z powodu rozgrywki, nie z powodu fabuły, nie było solidnej podstawy dla mojego sceptycyzmu więc... Dlaczego? Cóż, wydaje mi się, że duża część tego sceptycyzmu wynikała z niedawnego ukończenia Persony 4 Golden, w której się zakochałem i po jej ukończeniu czułem pustkę i być może miałem zbyt wysokie oczekiwania względem innego tytułu, ale na szczęście po pierwszych kilku godzinach mój sceptycyzm znikł i zacząłem zagłębiać się w świat Ni no Kuni II.
Gra została ciepło przyjęta przez krytyków i graczy, ale pozostaje pytanie – czy warto w tę grę zagrać? Przekonajmy się!

(Evan Pettiwhisker Tildrum)

Fabuła jest trochę typowa i... Dobra, ustalmy jedną rzecz już na samym początku – gra pod względem fabuły, poziomu trudności i grafiki jest widocznie skierowana do młodszych odbiorców. To nie jest nic złego, po prostu mówię, że po fabule można spodziewać się typowego scenariusza – tajemnicza zła siła, która nie ugnie się chyba, że wszystkie królestwa w krainie połączą siły i wspólnie się z tym rozprawią.
Naszym głównym protagonistą jest Evan Pettiwhisker Tildrum. Chłopiec, który po śmierci swego ojca ma niebawem zostać koronowany na króla Ding Dong Dell, królestwa, którym owy ojciec rządził. Nieudany zamach na życie młodego Evana zmusza go do ucieczki z zamku i całej okolicy Ding Dong Dell. Zamiast poddać się – Evan zamierza zbudować nowe królestwo, gdzie wszyscy będą mogli żyć długo i szczęśliwie, w pokoju i harmonii.

Iiiii to podsumowuje dwie pierwsze godziny gry, ale spokojnie – gra zajmuje przynajmniej 40-50 godzin więc... Jest o wiele więcej rzeczy do odkrycia. Gra jest podzielona na rozdziały i jest opowiadana w formie nieco bajkowej – na końcu każdego rozdziału narrator podsumowuje co się w nim stało w danym rozdziale i gra posuwa się do przodu.
Nie tak długo po rozpoczęciu gry powstaje nowe królestwo, rządzone i stworzone przez Evana i chwalebnie nazwane – Evermore.
Czy inne królestwa próbują zniszczyć albo sabotować wysiłki Evana w budowaniu nowego królestwa? Nie, wszyscy prawie natychmiast zgadzają się połączyć z nim siły albo ich zdanie można zmienić krótką rozmową bądź prostym zadaniem... Jak mówiłem, gra skierowana do młodszych, nieco naiwna, ale i tak można się w niej wybornie bawić!
Ale, pomimo tego, że gra jest skierowana do młodszych odbiorców, pokazuje ona problemy rasizmu, tyranii, ksenofobii, dyskryminacji i tak dalej – oczywiście w odpowiednio 'delikatny' sposób, dostosowany dla młodszych odbiorców (no i parę momentów w grze zdecydowanie nie nadaje się dla młodszych odbiorców, ale... Powiedziałbym, że to jakieś 30 minut w ponad 40 godzinnej rozgrywce).

(Spaczone Potwory to najbliższa rzecz, jaką ta gra posiada do prawdziwego wyzwania. To po prostu o wiele potężniejsze wersje zwykłych potworów - w każdym tego słowa znaczeniu - zdrowie, obrażenia, rozmiar. Ba, niektóre nawet mają specjalne ruchy!)

Pamiętacie jak powiedziałem, że Evan jest 'głównym' protagonistą, prawda? Ale właśnie – to nie znaczy, że jest jedynym. W toku gry poznajemy wiele postaci, takich, które walczą z nami ramie w ramie jak i takich, które po prostu chcą żyć w Evermore. Możemy mieć całkiem sporo członków drużyny, ale jednocześnie aktywnych może być tylko 3 jeśli chodzi o walkę, eksplorację itd. Możemy się swobodnie przełączać pomiędzy wybranymi trzema w dowolnym momencie – innymi słowy – sterujemy jedną z trzech postaci, a dwie pozostałe są sterowane przez sztuczną inteligencję.

Każdy potwór i boss ma bardzo widocznie pokazany poziom i odpowiednio podświetlony (Niebieski, Biały, Pomarańczowy i Czerwony z czego Niebieski oznacza, że jesteśmy o wiele potężniejsi od danego przeciwnika). Walka jest całkiem prosta, mamy lekkie i ciężkie ataki, broń zasięgową i zaklęcia/umiejętności, ostatnie dwa wymagają many, którą generujemy normalnymi atakami. Są też stworki zwane 'Higgledies' – to czym są jest o niebo lepiej wyjaśnione w grze, ale powiedzmy, że robią za solidne wsparcie podczas walki – mogą operować armatę, odwrócić uwagę wroga, stworzyć leczącą strefę bądź strefę chroniącą nas przed danym żywiołem i o wiele więcej.
A, no i... Chociaż powiedziałem, że gra jest skierowana do młodszych odbiorców a poziom trudności jest całkiem niski, nie popełnijcie mojego błędu. Nie unikajcie ani nie uciekajcie od walk (chyba, że naprawdę ich nie możecie wygrać) ponieważ... Cóż, w pewnym momencie gdy chciałem popchnąć fabułę do przodu, uświadomiłem sobie, że mam zbyt niski poziom aby skutecznie cokolwiek zrobić. I to po zrobieniu większości dostępnych misji pobocznych. To był pierwszy i jedyny raz, gdzie musiałem grindować doświadczenie, zajęło mi to kilka godzin. Kilka godzin, które na spokojnie można było ominąć gdybym tylko nie pominął dużej ilości walk po drodze.

(Fabularni Bossowie mają naprawdę niezłe i potężne wejścia)

Więc, mamy eksplorację i walkę. Świat jest całkiem ogromny, a z biegiem fabuły otrzymujemy dostęp do większej ilości narzędzi aby ułatwić nam poruszanie się po nim. Mamy też trochę zarządzania ekwipunkiem, gdy potwory wysypią z siebie całkiem sporo ekwipunku i musimy go rozdzielić pomiędzy członkami drużyny. Aczkolwiek są jeszcze dwa inne, całkiem duże aspekty gry – potyczki i 'symulator budowy zamku'. Zajmijmy się najpierw potyczkami.

Potyczki to w dużej części opcjonalne walki, ale nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Wiecie, każde królestwo potrzebuje armii, i któżby się spodziewał – Evermore też takową posiada. Używając drużyn złożonych z owych żołnierzy walczymy z siłami wroga na zasadzie papier-kamień-nożyce (ergo – miecze niszczą młoty / młoty niszczą włócznie / włócznie niszczą miecze) i odpowiednio wykorzystując ustawienie żołnierzy możemy pokonać o wiele silniejszych przeciwników. Możemy również wezwać wsparcie gdy kończą nam się żołnierze i użyć różnych umiejętności aby ułatwić nam potyczki.
Jak powiedziałem, są one w dużej mierze opcjonalne, ale robi się je całkiem przyjemnie. Przynajmniej ja dobrze się bawiłem.

(Pierwsza potyczka w grze)

Dobra, pora na większą część. Rozwój zamku. Evermore potrzebuje się rozwijać i to w naszych rękach zależy co i kiedy zbudujemy oraz ulepszymy. Zajmujemy się też przydzielaniem mieszkańców do miejsc, w których sprawdzą się najlepiej. Kowal, zbrojmistrz, zwykły sklep, badania nad zaklęciami i Higgledy oraz wiele, wiele więcej.
Badanie nowych rzeczy odbywa się – tak jak walka – w czasie rzeczywistym. W skrócie – jeśli pisze, że dane badanie zajmie 67 minut. To faktycznie zajmie ono ponad godzinę gry. Ale i tak będziemy odwiedzać Zamek Evermore raz na kilka godzin aby zebrać przedmioty, pieniądze, rozpocząć nowe badania i zbudować nowe budynki, w toku gry nawet nie zauważymy jak czas przemija.
Osobiście dla przykładu, każda wizyta w Zamku Evermore kończyła się na przynajmniej 30 minutach budowania nowych rzeczy, relokacji mieszkańców, wybierania najbardziej potrzebnych badań i tak dalej, i tak dalej.

Możemy również rozwinąć skarbiec i nasz główny zamek. Skarbiec, oczywiście, pozwala nam na przechowywanie większej ilości pieniędzy natomiast ulepszanie zamku pozwala nam na budowanie nowych rzeczy. Oczywiście, na obie te rzeczy potrzebujmy odpowiedniego wpływu, mieszkańców w Evermore i wybudowanych rzeczy. (Wpływ to rzecz, którą dostajemy za dosłownie każde badanie, wybudowany budynek etc. i... Cóż, może byłem ślepym ignorantem, ale nie zauważyłem żadnej zmiany w żadnym aspekcie gry spowodowanej zwiększającym się wpływem).

(Całkowita mapa - dość powiedzieć, że duża ilość rzeczy jest na pierwszy rzut oka całkiem nieźle ukryta)

Oprawa graficzna jest jak żywcem wyjęta z kreskówki, jest ona miła dla oka nawet na najniższych ustawieniach graficznych, wielu wrogów, postaci i bossów zaś ma całkiem interesujący design. Czas w wielu miejscach jest z góry ustalony, na przykład na jednej części mapy panują wieczna noc, zaś na innej wieczny dzień. Nie uważam, że taka gra potrzebuje dynamicznego rytmu dnia, aczkolwiek rujnuje to trochę immersje gdy pędzimy z jednego końca mapy na drugi przy końcu gry (To nie jest żaden spoiler, po prostu losowy przykład gdy wszyscy wrogowie na drodze mają o wiele niższy poziom a my pędzimy na złamanie karku... Jakby, nie jest to nic takiego, po prostu szukanie igły w stogu siana).

Oprawa audio – Mam mieszane uczucia. Soundtrack, odgłosy walki i pewne dialogi całkiem mi się podobały, natomiast voice acting jest... Dziwny (Grałem z angielskim dubbingiem, być może japoński byłby lepszy). Nie jestem w stanie sprecyzować dlaczego wydaje mi się dziwny, ale... Mam wrażenie, że voice acting był celowany w młodszych odbiorców jeszcze mocniej niż całość gry. Aaaaalbo wciąż mam bolesnego gamingowego kaca po Personie 4. Mogą to być oba te powody, może to być żaden z nich. Nie mówię, że VA jest zły, ale... No dla mnie coś w nim po prostu nie gra.

(Jak widać - ukończenie gry zajęło mi 47,5 godziny)

Nie wspomniałem o wielu aspektach Ni no Kuni II, częściowo przez wzgląd na spoilery oraz częściowo bo chcę, aby każdy odkrył te rzeczy na własną rękę i pozytywnie się zaskoczył. Fabuła jest całkiem angażująca, pomimo prostoty; rozgrywka nie jest zbyt złożona, a jeśli naprawdę wsiąkniemy w grę to przekonamy się, że obok bazowych 40-50 godzin potrzebnych na ukończenie gry, czeka nas kolejne 30-40 godzin dodatkowego kontentu i wyzwań! (I nie mówię tu o DLC! I tak, gra sama w sobie pod względem walki nie oferuje praktycznie żadnych wyzwań, ale pewni opcjonalni bossowie mogą być nieco irytujący).

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom ma przydługi tytuł, ale nie tak długi jak poprzedniczka. Sama gra jest całkiem angażująca, wiele jej aspektów przyciąga zainteresowanie i ciekawość. I wiecie, jak teraz myślę, to uświadamiam sobie, że przez początkowy sceptycyzm o mało co nie ominęła mnie ciekawa opowieść z barwnymi postaciami. Szczerze polecam tę grę i – tak jak z każdą grą, która ma grafikę przypominającą kreskówki bądź anime – jeśli martwicie się grafiką, spróbujcie to zignorować i skupić się na fabule i rozgrywce, jest pewna szansa, że uświadomicie sobie, że taka grafika pomaga wielu tytułom w ich ogólnym odbiorze, a Królestwo Upiorów tylko na tym zyskuje.

Powstańcie z popiołów i zjednoczcie królestwa pod sztandarem Evermore jako Król Evan, młody ale niezwykły i życzliwy władca!

Z Poważaniem,
Wing.

Comments

Popular Posts